Znacie to uczucie obezwładniającej
pustki, kiedy przeczytaliście ostatnią stronę książki, która
zawładnęła Waszym sercem? Robiliście to z namaszczeniem.
Ostrożnie cedziliście każde słowo, wyciskając je jak cytrynę,
aby nic Wam nie umknęło. Prawda jest taka, że podświadomie
opóźnialiście ten straszny moment.
On jednak nadszedł.
Tak samo, jak ciężko rozstać się z
porywającą historią, trudno pogodzić się z tym, że obraz został
wyszyty. Jest skończony. Nic się już nie wydarzy. Tęsknicie za
bohaterami, do których poczuliście sympatię? Ja również zżyłam
się z każdym krzyżykiem, supełkiem, każdą częścią składową
haftu. I będzie mi ich brak.
Zawsze musi minąć trochę czasu zanim
wezmę się za kolejny projekt. Muszę ochłonąć, pozbierać
myśli.
Muszę również odpocząć. Najczęściej pracuję z określonym
terminem i choćby się waliło, czy paliło, pracę muszę oddać na
czas. A po drodze zazwyczaj potykam się o rozmaite wypadki losowe,
które skutecznie wytrącają mnie z rytmu.
Każda moja praca to kawałek czasu-
godziny, dni, tygodnie, które poświęcam. Nie jest to czas
stracony, bo kocham to, co robię. Ale zawsze jest to poświęcenie.
Po kilku dniach szukam już wzrokiem
mojej igiełki. Kręcę się wokół pudełka z nićmi. Przeglądam
nowe wzory. Głowa już pełna świeżych pomysłów. Akumulatory
naładowane- można startować!
Drodzy Rękodzielnicy, czy Wy też tak
macie? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz