poniedziałek, 27 kwietnia 2015




















Wytwory mojej wyobraźni, dzieła mych rąk, kiełkujące projekty- wszystkie je traktuję jak swoje dzieci. A wiadomo- w stosunku do naszych latorośli jesteśmy zazwyczaj bezkrytyczni. Dlatego kiedy kolejny obrazek lub kartka zostaje wystawiona na widok publiczny, jakaś cząstka mnie czeka na oklaski. Domaga się pochwał. Uwielbia tonąć w zachwytach. A potem ten kawałek duszy wylewa gorzkie łzy.

Nie zawsze jest tak pięknie, jakbym tego chciała. Czasami moja wizja nie znajduje uznania. Takie momenty zdarzają się w życiu każdego twórcy. Najbardziej bolą, kiedy liczymy na sukces, gdy jesteśmy pewni, że podbijemy cały świat. Wtedy zejście na ziemię jest brutalne.

Po ostatnim projekcie liczyłam na masę zamówień. Wyobrażałam sobie zapchaną skrzynkę, setki telefonów, napięte do granic możliwości terminy... Tymczasem, telefon milczy jak zaklęty, nikt nie pisze, nikt nie zamawia. Gorzka pigułka do przełknięcia. Pstryczek w nos od losu.



Podobnie rzecz się miała z konkursami, które organizowałam na Facebooku. Myślałam, że to będzie świetna zabawa dla moich fanów. Byłam pewna, że zgłosi się mnóstwo osób. A jaka byłam z siebie dumna, że wymyśliłam takie niebanalne zadanie- oh i ah! Taka jestem kreatywna!
Guzik prawda! W konkursie wzięły udział tylko trzy osoby, a w kolejnym, wielkanocnym- żadna.

To, co dla mnie jest tak ważne, czemu poświęcam czas i energię, w co wkładam całe serce- dla innych to kolejny post na ścianie, może miła, może ciekawa rzecz, ale nie zawsze warta aż takiej uwagi. Muszę nauczyć się schować dumę w kieszeń i dalej robić swoje.



wtorek, 14 kwietnia 2015

Życie po projekcie




Znacie to uczucie obezwładniającej pustki, kiedy przeczytaliście ostatnią stronę książki, która zawładnęła Waszym sercem? Robiliście to z namaszczeniem. Ostrożnie cedziliście każde słowo, wyciskając je jak cytrynę, aby nic Wam nie umknęło. Prawda jest taka, że podświadomie opóźnialiście ten straszny moment.

On jednak nadszedł.

Tak samo, jak ciężko rozstać się z porywającą historią, trudno pogodzić się z tym, że obraz został wyszyty. Jest skończony. Nic się już nie wydarzy. Tęsknicie za bohaterami, do których poczuliście sympatię? Ja również zżyłam się z każdym krzyżykiem, supełkiem, każdą częścią składową haftu. I będzie mi ich brak.

Zawsze musi minąć trochę czasu zanim wezmę się za kolejny projekt. Muszę ochłonąć, pozbierać 
myśli. Muszę również odpocząć. Najczęściej pracuję z określonym terminem i choćby się waliło, czy paliło, pracę muszę oddać na czas. A po drodze zazwyczaj potykam się o rozmaite wypadki losowe, które skutecznie wytrącają mnie z rytmu.

Każda moja praca to kawałek czasu- godziny, dni, tygodnie, które poświęcam. Nie jest to czas stracony, bo kocham to, co robię. Ale zawsze jest to poświęcenie.

Po kilku dniach szukam już wzrokiem mojej igiełki. Kręcę się wokół pudełka z nićmi. Przeglądam nowe wzory. Głowa już pełna świeżych pomysłów. Akumulatory naładowane- można startować!

Drodzy Rękodzielnicy, czy Wy też tak macie? :)

czwartek, 9 kwietnia 2015

Jak to się zaczęło?

Przy okazji świątecznej wizyty u moich rodziców, na nowo przyjrzałam się obrazkowi, który od dawien dawna wisi w kuchni.
Moja pierwsza, "poważna" praca! Moje dzieło ;)




Ah! Jaka byłam dumna z tego obrazka!
Nie pamiętam już, ile zajęło mi wyszywanie, ale radość była niesamowita.
Teraz, kiedy patrzę na te wszystkie krzywe krzyżyki, naciągnięty materiał, krzywe linie, to na nowo doceniam swoją pracę. Początki, które zawsze są trudne. Najważniejsze, to nie poddawać się i wierzyć, w to, co się robi.

Moja przygoda z haftem krzyżykowym zaczęła się w szkole podstawowej. Właśnie wyszła nowa seria wydawnictwa DeAgostini. Na pewno pamiętacie "Ładne i proste hafty krzyżykowe". To było moje krzyżykowe "abc". Warto dodać, że wzory z tej kolekcji są idealne dla początkujących, dlatego, jeśli Wy również macie ochotę rozpocząć swoją przygodę z haftem krzyżykowym, warto zdobyć te gazety.



Kiedy pierwszy zapał minął, a ja odkryłam, że można inaczej spędzać wolny czas, igła z nitką odeszła w zapomnienie na wiele lat. W czasie studiów sporadycznie wyszywałam drobiazgi dla znajomych. Traktowałam to jako pojedyncze incydenty.  Przypływ weny. Nic więcej.

Myśl o tym, że może to być mój sposób na życie, zaświtała mi na szalonych wakacjach nad jeziorem, które spędzałam z przyjaciółką. Brak obowiązków, totalny luz, piękne okoliczności przyrody- to wszystko zachęcało do poważnych rozmów o życiu. Kiedy usłyszałam pytanie, co robiłabym, gdybym nie musiała pracować, odpowiedziałam automatycznie: haftowałabym krzyżykiem. Zaskoczyłam samą siebie. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. A jednak. To siedziało we mnie głęboko i czekało na lepsze czasy.

Taka była moja droga do punktu, w którym znajduję się dzisiaj. Tak naprawdę dopiero zaczynam, raczkuję. Mam za sobą mnóstwo wątpliwości, załamań i negatywnych emocji. Ale już wiem, co chcę robić i to jest najważniejsze.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wesołych Świąt!

W przerwie między świątecznymi potrawami śpieszę do Was z życzeniami! Niechaj będzie smacznie, rodzinnie, spokojnie.
Pozdrawiam!

piątek, 3 kwietnia 2015

Drzewo miłości



Tak właśnie nazwałam ten projekt.

Kiedy wyszperałam w Internecie wzór do tego obrazka, miałam nadzieję, że zleceniodawca wybierze właśnie to. Nie pomyliłam się. Myślę, że jego również zachwyciła symbolika, gama kolorów i piękny motyw. Cieszę się, że mogłam go wyszyć, zwłaszcza, że jest to podarunek dla kogoś wyjątkowego dla mojego klienta. To sprawiło, że czułam dużą presję, ale satysfakcja jest jeszcze większa!

Jestem dumna z siebie, że udało mi się skończyć na czas. A nie było łatwo! Mój mały Króliczek nie dawał za wygraną i robił wszystko, żeby mnie odciągnąć od pracy. Łapałam więc każdą wolną chwilę- każdy krzyżyk był na wagę złota.

Droga do celu była kręta i usłana wieloma supełkami ;) Było prucie, były pomyłki, ale udało się. Na mojej facebookowej stronie byliście na bieżąco informowani o postępie pracy.

Zaczęło się od przedstawienia pięknych kolorów mulin, których użyłam do wyszycia tego obrazu. Tutaj w drodze z pasmanterii do domu:



Początki były trudne, nie obyło się bez prucia i poprawek:


Później już tylko było lepiej, obraz nabierał kształtów. Nie mogłam się już doczekać, kiedy wyszyję cały i będę mogła podziwiać go w pełnej krasie.






To już koniec. Obraz wyhaftowany, oprawiony, czeka na właścicielkę <3 
Mam nadzieję, że taki prezent sprawi jej radość. Życzę jej wszystkiego najlepszego!