sobota, 16 maja 2015

Szybka i wściekła

Było jak w filmie akcji!

Adrenalina, wyścig z czasem, szybkie bryki i wiatr we włosach ...


















Przedstawiam Wam kartkę z okazji Komunii Świętej, wykonaną na specjalne zamówienie. Kartka była robiona w ekspresowym tempie.
Złożyło się na to kilka czynników:
  1. Moja opieszałość w zamawianiu ozdobnych papierów
  2. Karygodne zachowanie pracowników poczty, którzy nie zostawiają awizo
  3. Brak sprawnej drukarki w domu.

Gdybym zamówiła papiery wcześniej, możliwe, że nie byłoby żadnego problemu, ale co to za życie bez dreszczyku emocji?

Problem z pocztą, a dokładniej- z niekompetentnymi pracownikami, którzy nie zostawiają awizo w skrzynce, zauważyłam już wcześniej. To nie pierwszy raz, kiedy o tym, że paczka czeka na mnie w urzędzie pocztowym, dowiaduję się dzięki możliwości monitorowania przesyłek poprzez ich stronę. Nie mam jednak takiego nawyku, a zakichanym obowiązkiem listonoszów jest wypełnienie i pozostawienie tego świstka w skrzynce- żadnej łaski nie robią.

Kiedy upragnione i bardzo potrzebne scrapki w końcu znalazły się w mojej pracowni, pojawił się kolejny problem- napis. Niestety, moja drukarka już od dawna odmawia współpracy, dlatego musiałam podskoczyć do pobliskiego punktu poligraficznego. W Świnoujściu jest jedna rzecz, która doprowadza mnie do szewskiej pasji- sklepy i punkty usługowe są czynne w soboty tylko do godziny 14:00, co czasami utrudnia życie.

Udało się! Mogłam złożyć kartkę, zapakować w folię, zabezpieczyć, zaadresować kopertę i wysłać ją do Dortmundu.
Na zegarku była 13:23. Dziecko już w wózku, ja również w dołkach startowych, gotowa na wyścig z czasem. Nie przypuszczałam jednak, że będzie taki dramat.

Okazało się, że urząd pocztowy, który znajduje się rzut beretem ode mnie, jest dzisiaj zamknięty, a najbliższy- w centrum Świnoujścia- czynny, oczywiście, do 14:00...

Była godzina 13:34, kiedy pocałowałam klamkę i włączyłam piąty bieg. Sprawa była pilna, kartka musiała być wysłana jeszcze dzisiaj. Nie mogłam się poddać. Poza tym...Taki trening dobrze mi zrobi, pomyślałam, mknąc chodnikiem, łapiąc oddech z coraz większym trudem. Frajdę z całej akcji miała tylko Hania, której zafundowałam przejażdżkę a' la Pendolino.

Stałam już pod gmachem głównym poczty. Jeszcze tylko kilka schodów do pokonania i ostatnia prosta- kolejka. Była 13:50, bardzo dobry czas, ale czy ktoś nie pokrzyżuje mi szyków? Czy nie znajdzie się grupa turystów, której zapragnie się wysłać pocztówki znad morza do wszystkich członków rodziny? A może ktoś inny zechce zapłacić akurat dzisiaj, akurat teraz cały stos rachunków na poczcie? Co, jeśli zamkną mi okienko przed nosem?

Na szczęście, nic takiego się nie stało. Zdążyłam, wysłałam, zwyciężyłam! Już dobrze, już spokojnie, można odetchnąć. Teraz tylko trzeba trzymać kciuki, aby kartka doszła na czas ;)





* * * EDIT * * *

Ta dramatyczna historia doczekała się szczęśliwego zakończenia.
Kartka dotarła do Niemiec na czas, a tam powędrowała do ślicznej dziewczynki o imieniu Emilka.

Takie zdjęcia leją miód na moje serce- to najlepsza nagroda za pracę :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz