Było
jak w filmie akcji!
Adrenalina,
wyścig z czasem, szybkie bryki i wiatr we włosach ...
Przedstawiam
Wam kartkę z okazji Komunii Świętej, wykonaną na specjalne
zamówienie. Kartka była robiona w ekspresowym tempie.
Złożyło
się na to kilka czynników:
Moja
opieszałość w zamawianiu ozdobnych papierów
Karygodne
zachowanie pracowników poczty, którzy nie zostawiają awizo
Brak
sprawnej drukarki w domu.
Gdybym
zamówiła papiery wcześniej, możliwe, że nie byłoby żadnego
problemu, ale co to za życie bez dreszczyku emocji?
Problem
z pocztą, a dokładniej- z niekompetentnymi pracownikami, którzy nie
zostawiają awizo w skrzynce, zauważyłam już wcześniej. To nie
pierwszy raz, kiedy o tym, że paczka czeka na mnie w urzędzie
pocztowym, dowiaduję się dzięki możliwości monitorowania
przesyłek poprzez ich stronę. Nie mam jednak takiego nawyku, a
zakichanym obowiązkiem listonoszów jest wypełnienie i
pozostawienie tego świstka w skrzynce- żadnej łaski nie robią.
Kiedy
upragnione i bardzo potrzebne scrapki w końcu znalazły się w mojej
pracowni, pojawił się kolejny problem- napis. Niestety, moja
drukarka już od dawna odmawia współpracy, dlatego musiałam
podskoczyć do pobliskiego punktu poligraficznego. W Świnoujściu
jest jedna rzecz, która doprowadza mnie do szewskiej pasji- sklepy i
punkty usługowe są czynne w soboty tylko do godziny 14:00, co
czasami utrudnia życie.
Udało
się! Mogłam złożyć kartkę, zapakować w folię, zabezpieczyć,
zaadresować kopertę i wysłać ją do Dortmundu.
Na
zegarku była 13:23. Dziecko już w wózku, ja również w dołkach
startowych, gotowa na wyścig z czasem. Nie przypuszczałam jednak,
że będzie taki dramat.
Okazało
się, że urząd pocztowy, który znajduje się rzut beretem ode
mnie, jest dzisiaj zamknięty, a najbliższy- w centrum Świnoujścia-
czynny, oczywiście, do 14:00...
Była
godzina 13:34, kiedy pocałowałam klamkę i włączyłam piąty
bieg. Sprawa była pilna, kartka musiała być wysłana jeszcze
dzisiaj. Nie mogłam się poddać. Poza tym...Taki trening dobrze mi
zrobi, pomyślałam, mknąc chodnikiem, łapiąc oddech z coraz
większym trudem. Frajdę z całej akcji miała tylko Hania, której
zafundowałam przejażdżkę a' la Pendolino.
Stałam już pod gmachem głównym poczty. Jeszcze tylko kilka schodów do
pokonania i ostatnia prosta- kolejka. Była 13:50, bardzo dobry czas,
ale czy ktoś nie pokrzyżuje mi szyków? Czy nie znajdzie się
grupa turystów, której zapragnie się wysłać pocztówki znad
morza do wszystkich członków rodziny? A może ktoś inny zechce
zapłacić akurat dzisiaj, akurat teraz cały stos rachunków na
poczcie? Co, jeśli zamkną mi okienko przed nosem?
Na
szczęście, nic takiego się nie stało. Zdążyłam, wysłałam,
zwyciężyłam! Już dobrze, już spokojnie, można odetchnąć.
Teraz tylko trzeba trzymać kciuki, aby kartka doszła na czas ;)
* * * EDIT * * *
Ta dramatyczna historia doczekała się szczęśliwego zakończenia.
Kartka dotarła do Niemiec na czas, a tam powędrowała do ślicznej dziewczynki o imieniu Emilka.
Takie zdjęcia leją miód na moje serce- to najlepsza nagroda za pracę :)